
Bajka terapeutyczna dla dziecka z somatotropinową niedoczynnością przysadki (niedoborem hormonu wzrostu).
Cześć. Jestem Kubuś i jestem małą, szarą koalą. Chcesz wiedzieć troszkę więcej? Super! Właśnie na to liczyłem. Należę do torbaczy. Wiesz dlaczego tak się mówi? Bo przez pewien czas, gdy byłem bardzo, ale to bardzo malutki, mieszkałem w takiej torbie, która znajduje się na brzuszku mojej mamusi. Siedziałem tam przez kilka tygodni, a może miesięcy? Nie wiem, nie pamiętam. Najważniejsze, że teraz pomieszkuję sobie na wysokich drzewach. To są drzewa eukaliptusowe, wiesz? I jem sobie te liście, około pół kilograma dziennie. Podobno, jak będę dorosły będę mógł jeść dwa razy tyle. Jestem ciekawy, gdzie się to wszystko zmieści? Mój brzuszek bardzo lubi jeść, ale nie wydaje mi się, bym mógł jeść więcej niż teraz. Co innego mój tata! Ten to rzeczywiście mieści w sobie bardzo dużo jedzonka. Niewiele mniej je moja mamusia. Siostrzyczka… ta bywa wybredna. Poszukuje różnych liści eukaliptusa, tych bardziej zielonych (a są takie w ogóle?). Dla mnie liść to liść. Najważniejsze, że jest smaczny i bezpieczny. Musisz wiedzieć, że nie każdego eukaliptuska możemy spożywać. Potrafimy, dzięki naszym nosom, rozróżnić te, które są bezpieczne od tych, które mogłyby zrobić nam krzywdę. Ty jako człowiek nie możesz zjeść żadnego z liści eukaliptusa, pamiętaj o tym, bo to ważne.
Mam fajną rodzinkę. Lubimy być razem. Mamusia i tatuś bardzo nas kochają. A moja siostra to jest chyba najlepszą siostrą na świecie! Czasem jej to mówię. To chyba jest ważne, bo moja mama często nas przytula i mówi „kocham was.” To miłe. Więc ja też mówię miłe słowa. Z Mają, bo tak ma na imię moja starsza siostrzyczka, rzadko się kłócimy, ale kiedy już to się dzieje to walka jest naprawdę ostra. Wstydzę się tego i naprawdę staram się z nią nie mieć zatargów!
Oprócz tego, że jem dużo i mam fantastycznych bliskich to musisz wiedzieć, że chodzę do przedszkola. Mam już pięć lat! Mam swoją ukochaną panią, ma na imię Basia. Jest dobra, miła i uśmiechnięta. Zawsze nas rozwesela! Moja grupa jest jak najbardziej misiowa. Myślę, że byłoby ci trudno rozpoznać kto jest kim, wszyscy są do siebie podobni. Oprócz mnie. Ja jestem troszkę inny i mnie na pewno byś rozpoznał. Kiedyś nie było tego widać. Jak miałem trzy latka to wyglądałem jak wszyscy, ale potem zaczęło się robić coraz dziwniej. Szafki każdego mojego kolegi znajdują się coraz wyżej, tylko moja jest nadal w tym samym miejscu. Zaraz obok dziewczynek. I nie żeby w tym było coś złego. Po prostu zastanawiam się, dlaczego wszyscy rosną, a ja… Jakoś tak nie. Ubranka stale te same. Mam problem z wchodzeniem po schodach, gdy inni potrafią z nich zbiegać. Trudno mi powiesić samemu kurteczkę po powrocie do domu. A do mycia ząbków staję na podeście, bo umywalka jest zbyt wysoko. Piłka do nogi nadal jest za duża, ale doskonale daję sobie radę! Fajne w byciu malutkim jest to, że mogę długo chodzić w ukochanych spodenkach i koszulce. Takich wiesz, piłkarskich. Mama czasem się denerwuje, bo jak tylko je zabrudzę to proszę, by mi je szybciutko wyprała i wysuszyła. A ona to robi! Naprawdę mnie kocha! A może to dlatego, że ja kocham piłkę nożną? Nie wiem. Ale w nich chodzę tyle, ile mam ochotę! Mi w sumie nie przeszkadza to, że jestem mniejszy niż inni, ale pani doktor wysłała mnie na badania.
I dziś właśnie leżę z mamusią w szpitalu, już drugi raz. Pierwszym razem nic złego się nie działo. Założyli mi wenflon, to taka mała rurka, która przez chwilę mieszkała w mojej żyle. Mama tłumaczyła, że dzięki temu nie trzeba mnie będzie kłuć kilka razy igłą. Więc pozwoliłem na to, by mi założyli kontakt (lubię tak o tym myśleć: wenflon to kontakt, a strzykawka to wtyczka). Trochę bolało, ale dało się przeżyć. A potem spałem i nawet nie wiem, kiedy koalowa pielęgniarka pobierała mi krew. Tylko wiesz, podobno tamte wyniki nie wyszły zbyt dobre. Jakiś czynnik, chyba hormon wzrostu nie działał tak jak powinien. Miałem go zbyt mało, by rosnąć. Więc kazali zrobić jeszcze inne badania. I dlatego jestem kolejny raz w szpitali. Znów założyli kontakt i co chwilę ktoś przychodzi, by mnie zbadać i ze mną porozmawiać. Chyba jestem kimś ważnym, bo już poznałem dwóch lekarzy i kilka pań pielęgniarek.
Dziś nic nie jadłem, burczy mi w brzuszku, ale podobno tak trzeba. Dostałem też kilka minut temu zastrzyk w rączkę, jakiś inny lek. Miłe to wszystko nie jest, a w brzuszku nadal gra muzyka. O! Pierwsze pobranie. Rzeczywiście nie boli!. Drugie za pół godziny. Rysuję z mamą. Mija drugie pobranie i trzecie. Ale jestem głodny! I chyba przestaję być miły dla mamusi. W moim głodnym brzuszku zamieszkuje złość, mam ochotę tupać nóżkami ze zdenerwowania. Przed czwartym pobraniem trochę boli mnie brzuszek. Zasypiam przytulony do mamy.
Mamusia mnie budzi, mówi, że minęło piętnaście minutek i musimy iść. Czwarte pobranie krwi i na reszcie jedzonko! Humor od razu mi się poprawia. Reszta dnia mija na zabawie z koleżankami oraz kolegami z oddziału. I z Mają, która przez całe popołudnie dotrzymuje mi towarzystwa. Dobrze, że jest! Obok siedzi tatuś, który dostarcza mi moje ulubione smakołyki.
A wiesz, moja siostrzyczka jest mniejsza niż jej koleżanki z klasy. Może też ją będą badać? Tutaj wszyscy są zbyt niscy, albo chorują na cukrzycę. Kiedyś ci o tym powiem, bo to też jest ciekawa choroba. Wieczorem odwiedza nas pani doktor, mówi, że wyniki są niefajne i musimy zrobić kolejne badanie. Nie rozumiem nazwy leku, ale wiem, że musimy tutaj zostać. Będzie kolejny test. Jest mi smutno, ale mamusia mówi, że dam radę! Skoro tak mówi, to tak będzie. Dobrze, że mnie trzyma za rączkę i przytula. Jakoś łatwiej jest zasnąć…
*** *** ***
Rano znowu pobranie krwi, znowu lek tylko jakiś inny. Troszkę słabo się czuję, więc odpoczywam. Mamusia czyta mi książeczkę. Leżę sobie przytulony i czekam na koniec badań. Co jakiś czas przychodzą panie pielęgniarki i pytają, jak się czuję. Maja po szkole też ma przyjść. I dotrzymuje słowa! To takie ważne, że może ze mną być i nikt jej nie wygania. Dostałem listy od moich kolegów i koleżanek. Większość z nich to rysunki, ale i tak jest mi miło, że o mnie pamiętają!
*** *** ***
Kolejna wizyta pani doktor wcale nie przynosi nam dobrych wieści. Muszę jeszcze mieć zrobiony rezonans magnetyczny. Chcą zbadać moją głowę? Tylko czego oni będą tam szukać? Chcą zobaczyć, jak mój mózg pracuje, czy jak?
– Mamusiu, a co to jest ree… zo… nans? – pytam. To strasznie trudne słowo, mówię ci.
– To takie badanie. Dostaniesz specjalne leki i po nich pójdziesz spać. A potem będziesz leżał w takiej specjalnym tunelu, który zrobi zdjęcia twojej główce.
– A po co to jest?
– Po to, by zobaczyć, jak pracuje przysadka. To taki narząd, który produkuje hormon wzrostu. Pamiętasz, jak twój dziadziuś otworzył zegarek i oglądałeś cały mechanizm, który znajduje się w środku?
– Tak mamusiu.
– Wyobraź sobie, że przysadka to taki mechanizm. Jeśli pracuje dobrze – wtedy rośniesz.
– Czyli jak mechanizm pracuje dobrze, to zegarek dobrze wskazuje godzinę? – dopytuję.
– Tak.
– A jeśli źle – wtedy jest niedokładny. Czyli jeśli ta przysadka źle pracuje to ja nie rosnę?
– Dokładnie tak.
Uwielbiam moją mamusię. Wszystko dokładnie mi wyjaśniła i już się nie boję tego badania.
*** *** ***
21 dni mija szybko. Znowu jestem w szpitalu. Podobno ostatni raz. Czekam na swoją kolej na badanie. Nie boję się. Znów wenflon. Kolejne leki. Zasypiam w ramionach mamy i hops! Budzę się. Mamusia jest obok i trzyma mnie za rękę. Nic nie pamiętam z badania. Może następnym razem spróbuję pójść na badanie bez usypiania?
Czekamy z niecierpliwością na wyniki. Mają być za kilka dni. Mama się niecierpliwi, a ja przez ten czas nawet o tym nie myślę! Wolę bawić się z kolegami i koleżankami. Uwielbiamy bawić się w chowanego! Po co więc myśleć nadmiernie, kiedy można się wygłupiać, cieszyć i spędzać czas z przyjaciółmi?
*** *** ***
Wyniki już są. Nie są dobre. Choruję na niedoczynność przysadki. I to przez nią hormonu wzrostu mam za mało. Muszę dostawać lek. Trochę się boję, bo codziennie będę dostawał zastrzyk. Igiełka podobno jest mniejsza od normalnych, ale i tak się troszkę boję… Bo kto by się nie bał…? Dziś idziemy po pierwszą dawkę, mama i tata będą się uczyli mi go podawać. Chyba też się troszkę boją, ale nie mówią o tym. Maja za to jest kochana, powiedziała, że będzie przy mnie i będę mógł ściskać ją za rękę, kiedy będzie mnie bolało!
*** *** ***
Dawka pierwsza. Troszkę się denerwuję. Serduszko mi bije bardzo szybko. Słyszę je nawet w moich uszkach! Takie rytmiczne puk-puk-puk. To chyba się stres nazywa. Tatuś mówi, że muszę oddychać, głęboko. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Myślę o tym, że wydmuchuję stres i nabieram spokój. Już jest lepiej… Uśmiecham się, przestaję się bać. Pani pielęgniarka pokazuje pen… To taki… Długopis tylko zamiast wkładu ma igiełkę. Rzeczywiście jest malutka. I chudziutka. Zupełnie jak ja! Pani pielęgniarka tłumaczy rodzicom, jak go używać, ustawiać dawkę i wkłuwa igiełkę. Jak ukłucie komara. Troszkę zabolało, ale zakładanie wenflonu boli bardziej. Dam radę! Wiem, że dam radę! I będę rósł. Tak, jak moi koledzy!
***
Bajka Ci się spodobała?
Możesz wesprzeć moje działania, pijąc ze mną kawkę:
https://buycoffee.to/poloznaadela
